Magiczny spacer brzegami Tamizy - "Była sobie rzeka" Diane Setterfield

była sobie rzeka, diane setterfield, recenzja, wydawnictwo albatros, piękna okładka

Literatura piękna, baśń, kryminał, fantastyka - ja w tej powieści odnalazłam wszystkie te gatunki. Przyznam się Wam, że kupiłam tę książkę głównie dla jej pięknego wydania myśląc, że nawet jak mi się nie spodoba to będę mieć ładną okładkę na półce. Na szczęście Była sobie rzeka okazała się być cudowna zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz.

Powieść wciąga od pierwszych stron - oto mężczyzna przynosi do karczmy wyłowioną z Tamizy małą dziewczynkę i sam będąc w ciężkim stanie, traci przytomność nikomu nie wyjaśniając, co się właściwie stało. I choć bardzo intrygowało mnie dlaczego dziecko prawie utonęło w rzece, kim właściwie jest i gdzie są jego rodzice, to najbardziej porwały mnie historie państwa Vaughan, farmera Armstronga, Lily White czy Rity Sunday. Każdy z tych bohaterów chciał być w jakiś sposób związany z uratowaną dziewczynką pragnąc stać się dla niej rodzicem, dziadkiem, siostrą czy adopcyjną matką. Wyłowienie dziecka z rzeki zapoczątkowuje wydarzenia, dzięki którym wspomniane wcześniej postacie odkrywają rodzinne tajemnice a my jako czytelnicy, poznajemy ich niezwykłe życiorysy. Tutaj z zapartym tchem śledzi się losy każdego z bohaterów i odkrywa motywy podejmowanych przez nich działań. Autorka stworzyła niezwykły klimat wiktoriańskiej Anglii, którego kropką nad i są opisy Tamizy - rzeki potężnej, zmiennej, dającej życie jak i je odbierającej. 


Diane Setterfield zauroczyła mnie swoim językiem, umiejętnością tworzenia postaci i kreacją świata, w którym baśń jest tak samo realna jak ryby w rzece. Z przyjemnością sięgnę po jeszcze jedną książkę tej autorki, a Was gorąco zachęcam do wybrania się na spacer brzegiem Tamizy w Była sobie rzeka.


Komentarze

Popularne posty

Instagram